poniedziałek, 5 maja 2014

Freelancer czyli jak nie dać się oszukać - historia prawdziwa. Umowa firma zagraniczna

Znajomy zadzwonił do mnie z prośbą o krótkie spotkanie na mieście. Przedstawił mi świetną ofertę dotycząca świadczenia usług HR-owych. Mam doświadczenie i mam wiedzę. Biedak był nie dość, że zestresowany to jeszcze nie miał zielonego pojęcia na temat swojej pracy. Szumnie zwie się Talent EMEA Managerem, z nikłym doświadczeniem. Pracuje w irlandzkiej firmie HR-owej, która pilnie poszukuje na już, setki polskich programistów. Stworzyli nawet stronę, na której mieli umieszczać ogłoszenia dla polskich pracowników, zainteresowanych pracą w Irlandii. Dla mnie bomba, zaszłam w ciążę, mój pracodawca nie przedłużył mi umowy o pracę a umowa wygasła z chwilą kiedy urodziłam. Byłam bez pracy na zasiłku z ZUS. Przedstawiłam mu swoje oczekiwania, że: ma być umowa, mam dostać swoje konto firmowe by bardziej uwiarygodnić siebie jako rekrutera. On sam zapewnił mnie, że wszystko będzie zgodnie z ustaleniami. Najpierw podsyłał ogłoszenia, które tłumaczyłam na polski, ogłaszałam się tu i ówdzie. Umieszczałam ogłoszenia na serwisie firmowym. Po jakimś czasie upomniałam się o umowę.  Umowa powstała po 2 miesiącach, zaakceptowałam ją i czekałam na dostarczenie mi jej drogą pocztową. Ni chuja. Wierzyłam, że skoro znajomy, to mnie na pewno  nie oszuka. W umowie i tak była klauzula, że pieniądze otrzymam dopiero po 3 miesiącach od zatrudnienia polskiego pracownika w firmie w Irlandii. Na początek znalazłam 2 wspaniałych pracowników, aż żal mnie ściskał za serce, że przykładam się do wyjazdu super fachowców z Polski. Umowy nie było już 3 miesiąc. Upomniałam się. Kolega udostępnił mi konto firmowe, na którym mogłam działać tylko po to by mnie udobruchać, że firma jest uczciwa. Polecił mi bym wydrukowała umowę i wysłała do jego szefa. Tak zrobiłam. Wydrukowałam, podpisałam, dołączyłam na naklejce adres zwrotny by tylko przykleił na kopertę i wysyłał umowę. Umowa nie docierała. W między czasie ze swojego konta zbierałam oferty na targi branżowe. Podsyłałam oferty, chętnych super fachowców do współpracy, doradzałam, gdzie musimy zadziałać, jak musimy zadziałać, gdzie szukać, promowałam jego (bo ja nie miałam jeszcze umowy) firmę na rynku polskim.  Straciłam też troszkę pieniędzy bo ogłoszenia kosztują a umowy brak, więc nie miałam jak się rozliczyć. Upomniałam się kolejny raz. Po tym razie nagle nie mogłam się zalogować do swojej skrzynki pocztowej. Zgłosiłam problem. Działałam na swojej prywatnej skrzynce. Ale najważniejsze ogłoszenia, odnawianie ogłoszeń, zgłoszenia kandydatów były na skrzynce firmowej. Nadwyrężałam swoją reputację. Pracownik szukający pracy nie mógł otrzymać ode mnie informacji zwrotnej, ogólnie agencje HR-owe traciły w oczach potencjalnych klientów. Nie mogłam nawet pousuwać ogłoszeń bo straciłam dostęp do konta. Tłumaczył, że naprawi jak wróci z "Holiday". Potem poprosił mnie o hasło do konta, bo niby tylko wtedy może naprawić „usterkę”. Że, co?  Napisałam do jego szefa. Stwierdziłam, że nie mam już siły na niekompetencję jakiegoś za przeproszeniem „ciula”. Upomniałam się o umowę i o dostęp do skrzynki. Na drugi dzień mój już ex kolega przesłał mi wiadomość, że nie ładnie z mojej strony, że pomijam go w tak ważnej korespondencji firmowej. Odpisałam do niego po 4 dniach, kiedy zeszło ze mnie ciśnienie i wytknęłam, że od pół roku czekam na umowę, gdzie mam potwierdzenie, że odebrali ode mnie umowę, że od miesiąca nie mam dostępu do skrzynki, i proszę o usunięcie mnie ze strony firmowej moich danych, bo nie mogę firmować swoim nazwiskiem jednego wielkiego przekrętu. Cisza. Okradziono mnie. Okradziono mnie z czasu, z wiedzy, z danych, z cennych informacji, pomijam zainwestowane pieniądze w ogłoszenia. Największe i najgłośniej „KURWA”, że nie chcą usunąć moich danych ze strony firmowej. Tam jest mój prywatny numer telefonu i moje imię i nazwisko!  Drodzy mili najpierw umowa a potem działanie. Ważne jest też ograniczone zaufanie nawet do znajomych, kolegów, przyjaciół, rodziny. Zastrzegajcie też w umowie prawa autorskie do swojej pracy pod karą grzywny.

Tydzień temu napisała do mnie rekruterka z Francji, ze znanej wszystkim firmy, że z chęcią nawiążą ze mną współpracę. Płacą 2000EUR za znalezionego pracownika. Kiedy poprosiłam o umowę do chwili obecnej nie otrzymałam odpowiedzi. Takie oferty traktujcie jako spam gdzie Kali (nazwa przypadkowa, nikogo nie zmierzam obrażać) prosi o wsparcie dla rodziny i że można odziedziczyć super majątek.

Taka mała anegdotka na sam koniec. W ostatniej firmie obiecano mi w procesie rekrutacji, że zostanę zatrudniona na wyższe stanowisko po to by zredukować magazyn, na którym przez złe zarządzanie nieprofesjonalnych pracowników, zalegało 6mln złotych, zamrożonych w komponentach. Moim zadaniem było wcielenie się w specjalistę, wykrycie nieprawidłowości, przygotowanie analizy, co zrobić by zredukować magazyn i za to miałam otrzymać wyższe stanowisko i większe wynagrodzenie. Z moją pomocą zredukowany został magazyn do 1,5 mln (i wciąż pewnie maleje), przygotowałam analizę SWOT. Korzystali z moich rad, bo co rusz wprowadzano moje pomysły. Nikt z poprzedników nie stracił pracy a ja zamiast awans, otrzymałam wypowiedzenie. Na szczęście byłam w ciąży (nie zrobiłam tego celowo, nie planowałam) więc nie mogli mnie zwolnić. Naciskali bym przeszła na L4 bo w dużych firmach L4 wypłaca ZUS. Zmienili mi nawet tak godziny pracy (zgodnie z polskim prawem), zagrażając donoszeniu mojej ciąży ale się nie dałam, pracowałam prawie do końca, choć większości moja upartość wyda się głupia. Kiedy zgłosiłam ustnie swojemy przełożonemu, że mam wizytę u lekarza, i miałam odrobić 2 godziny spóźnienia z tym związane, wyraził zgodę. Po pojawieniu się prosto od lekarza, w drzwiach do firmy, wita mnie szef w towarzystwie prezesa: "Co to za dezercja! Już wszyscy w firmie zostali poinformowani, że Pani nie zgłosiła pisemnie spóźnienia i grozi pani dyscyplinarne zwolnienie!" Podnieśli mi ciśnienie ale obeszło się po kościach. Kilka wysłanych usprawiedliwień, pisemne wyjaśnienie od lekarza, że akurat przyjmował w tych godzinach. Polska! Na, na na! Polska! Na, na, na! 

Dlaczego obstaje za legalną pracą nawet na zlecenie, dzieło? Bo tak mnie wychowano. Uczciwością i pracą niby ludzie się bogacą ale chyba nie w Polsce. Ważne, że nie zamierzam się poddać i schować swoje przekonania do kieszeni. Bo tylko wtedy kiedy ludzie w Polsce przestaną kombinować wtedy wszystkim będzie się żyło lepiej. Dlaczego mam nie oddawać pieniędzy w podatkach? Przecież korzystam/łam z dróg, leczenia, szpitala, szkoły, moje dziecko też będzie korzystać.

Pozdrawiam,

Mama Tester

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz